piątek, 21 sierpnia 2020

if you tell me they have no feelings I will tell you to listen to her

Wakacje, raptem kilkudniowe, spędzam na wsi dolnośląskiej. Jest swojsko-idylicznie, spokój i piejące za oknem koguty. Dla mnie - idealnie. Poznieważ na codzień z naturą mam tyle do czynienia co moje roślinki na balkonie i pies taty, będąc na wsi otwierają mi sie oczy na wiele spraw (tzw. outsider's perspective). Wczoraj caly dzień muczała krowa. Wkurzało mnie to, no bo co, w końcu przyjechałam tu po święty spokój, a tu mi ta krowa się wydziera cały dzień. No, ale ok, wzięłam rower i pośmigałam (z przekleństwami na ustach tyle tu górek) w okolicy, więc, summa summarum, muczenie nie było, w końcu, tak uciążliwe. Wieczorem usiadłam nad bardzo pobliskim małym stawem, który graniczy z pastwiskiem, na którym TA krowa się pasła ze stadem. I co zobaczyłam? Krowa odłączyła się od stada i zbliżyła sie w kierunku obory. Stała i muczała przeraźliwie. I dopiero do mnie dotarło, że ona czegoś chce, że wzywa o pomoc. Ale nie wiedziałam jeszcze o co jej chodzi - na pastwisku były młode - moż epotrzebowały pomocy? Ale nie, ruszały się. Co się dzieje, zatem? Scena naprawdę rozrywałą serce, w głosie krowy było coś pełnego rozpaczy. Płacz? Prośba o zwrócenie uwagi? Cierpienie? Na podwórzu siedzieli mężczyźni, właściciele krowy i to oni mi powiedzieli, że krowa przechodzi okres odstawania cielaka. Matka nawołyala swoje dziecko, pocieszała je. W nocy ze stodoły dopbegał jeszcze jeden głos - cielaka. Istna symfonia rozpaczy. Trudno tego słuchać słysząc to rozdarcie, rozpacz, smutek. Więc, jeśli mi ktoś powie, że zwierzęta nie czują, nie są świadome emocji i sytuacji wokół, niech kiedyś posłucha jak krowia matka rozpacza...