wtorek, 10 lutego 2015

There's no life without coffee

Nie umiem żyć bez kawy. Tej czarnej. Tak wiem, niezdrowa, silnie zakwaszająca, u mnie powoduje ogromny wzrost chęci do życia. Próbowałam rzucić - ból głowy przez cztery dni w tygodniu murowany i to wcale nie w pierwszym etapie odstawienia. Wygląda na to, że łączący nas związek to związek, może nie idealny (bo czyż takie istnieją?), może nawet lekko toksyczny, ale jednak na całe życie. Przynajmniej do wzrostu statystyk rozwodowych się nie przyczynię.
Momentem niemal już świętym dla mnie są sobotnie poranki, kiedy to po porządnym wysiłku na basenie, siadam przy kuchennym stole z gazetą. Zanurzam się od razu w lekturze, a obok, na palniku, dogotowuje się kawa. Hm, nie byle jaka, bo z imbirem i kardamonem. Cudny zapach przypraw zmieszanych z aromatem kawy unosi się pomiędzy kuchennymi ścianami, by powoli przenieść się i wypełnić całe domostwo. Za chwilę zawiruje w gorącej filiżance na stole. Wprowadza nastrój wczesnych sobotnich godzin, sielanki, kiedy wszyscy domownicy jeszcze śpią, nie trzeba się nigdzie śpieszyć i po prostu się jest. Ot, taki sobotni rytuał. Odwieczny.