poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Lost fountain...long time ago.

Upały są obecnie tematem przewodnim każdego biurowego i nie tylko biurowego get-together. Jak zwykle, jest źle, bo - są. Gdyby nie było, też byłoby źle, taka nasza natura - wiecznych malkontentów. Faktycznie jednak, nie mam sił ruszyć się z domu, powietrze tak gęste, że można ciąć żyletką. I nawet poranne deszcze nie przynoszą ulgi.

Pamiętam w dzieciństwie, w czasie upałów, szło się na pobliskie planty, gdzie punktem centralnym była fontanna, taka szara, trochę już odrapana - jednak dla dzieciaków z okolicznych bloków - najfajniejsza. Cudownie było stanąć od strony, z której zawiewał wiatr - była szansa na to, że się człowiek załapie na chłodną mgiełkę, która zraszała i chłodziła rozpalone żarem z nieba dziecięce ciałko. Wejście do tego przybytku rozkoszy było surowo zabronione, zarówno przez przepisy porządkowe (no, ale kto o nich w wieku kilka lat wiedział, a nawet gdyby, to przecież były to tylko dla nas, dzieciaków, farmazony?), strzegących porządku publicznego mieszkańców  i spacerowiczów (oj, potrafili nieźle nieźle dać się we znaki) i wreszcie rodziców, którzy nieustannie tłumaczyli, że dziecię  może się poślizgnąć i dać nura w otchłanie brudnej i spienionej bąbelkami wody. Od czasu do czasu, pośpiesznie ściągało się starannie wyprane przez mamę długie podkolanówki i sterane bieganiem sandałki i... buch! do wody. Jaka ulga! Jaka radość! W brzuchu tysiące motylków, byle majtki zdążyły wyschnąć, zanim mama zawoła do domu na obiad albo, nie daj Boże, tata przyłapie wracając z pracy.
Ponieważ planty, a tym samym fontanna, znajdowały się po drugiej stronie ruchliwej ulicy, sama wyprawa, często bez uświadamiania o tym fakcie rodziców, była owocem zakazanym, a takie, wiadomo, smakują najbardziej!
Dziś to miejsce nadal funkcjonuje, jak przed laty, planty zostały ładnie odnowione, a fontanna odrestaurowana. Patrząc, już nie oczami dziecka, widzę miły pasaż, który jednak nie utkwiłby mi teraz w pamięci, ot, takie zwykłe miejsce przechadzek, jakich wiele. Dla mnie jednak, planty i fontanna pozostaną na zawsze zaczarowanym, słodkim wspomnieniem dzieciństwa: miejscem na granicy światów, za którym rozpościerał się inny świat, z jednej strony miasto, jego ruchliwe centrum, z drugiej zaś, otwierające wielką przestrzeń poza jego granice, pola, dla dzieciaka wtedy jak odległe krainy. Będą mi się kojarzyć z "Zaczarowaną fontanną" Heleny Bechlerowej, z serii Poczytaj mi mamo, którą namiętnie czytałam jako dziecko, z utraconym rajem, marzeniami, kiedy wszystko było jeszcze możliwe...